Po tym, jak niefortunnie złamałam nogę, następnie rozpoczęła się masa komplikacji, problemy ekipowe i majątkowe, w końcu gdzieniegdzie zaczęło wychodzić słońce i wydawało się, że staniemy wszyscy na nogi. Dokończyłam kawę i wypiłam shota magnezowego łudząc się, że płacąc za niego jednego plna cokolwiek mi on da. Ubrałam kapelusz, sztyblety i wyszłam na zewnątrz. Niestety zapowiadało się znowu na deszcz, w dodatku było potwornie duszno. No nic, chwyciłam po miotłę, a samochody na podjeździe zaczęły powoli się zjeżdżać. Tak, tego dnia miał odbyć się dzień próbny dla kilku osób aplikujących u nas na pracowników. Przejrzeliśmy wszystkie cefałki paręnaście dni temu, wybraliśmy kilka osób na rozmowy kwalifikacyjne. Nie wiedzieliśmy o co pytać, więc postanowiliśmy sprawdzić ich w praktyce kilka dni później- każdy z nich umiał machać widłami, ale nie wszyscy mieli odpowiednie podejście do koni. Podziękowaliśmy Pani, która się ewidentnie bała wejść do boksu, i umówiliśmy resztę na jazdę próbną na naszych ferrari. Stwierdziłam, że pójdziemy z grubej rury i sprawdzimy co potrafią z klasyki.
Przywitałam się z Emily, Roxaną, Davidem i powiedziałam, że konie są w stajni, siodła w siodlarni i mają działać. Sama podeszłam do Duna, który czekał przywiązany do ogrodzenia i drzemał. Klepnęłam go w zad, a on obudził się i coś tam burknął pod nosem, odwracając uszy do tyłu i nasłuchując. Chwyciłam za szczoty i zaczęłam jechać z tym koksem. W miedzy czasie pojawił się ostatni kandydat o imieniu Thomas. Poinstruowałam go, że nieobstawiona została jedynie Corny Baby i ma ją osiodłać. Przeszłam pod szyją i zaczęłam bulgotać pod nosem, że Dun miał na szyi jakieś gunwo, które za żadne skarby świata nie chciało zejść. Popsikałam szyję jakimś magicznym specyfikiem i zaczęło schodzić. Kątem oka obserwowałam wejście do stajni i widziałam, że ekipa sięga już po siodła, więc nie mogę być gorsza. Zarzuciłam pad, siodło, napierśnik, szybko wszystko ogarnęłam i Dun był gotów. Obejrzałam się, poczekałam chwilę i obserwowałam, jak wszyscy wyprowadzają konie ze stajni. Poza Thomasem. Znowu chwilę poczekaliśmy i poszliśmy wszyscy na łąkę. Trochę się zdziwili, że nie idziemy na plac, ale chyba szybko zrozumieli, że dwa ogiery i dwie klacze na tak małej powierzchni to śmierć. Łąka była pod delikatnym kątem, ale udało się nam ułożyć drągi, cavaletti i nawet upewnić się, że nigdzie wokół nie ma kamieni.
Wszyscy wsiedli na konie już przed wjazdem na plac, więc teraz trzeba było wziąć trochę wodze na siebie. Roxana na Yennej ewidentnie miała co zbierać, bo srokata bardzo chciała lecieć na złamanie karku. Wszyscy zaczęli jeździć robiąc różne ślady, a ja stanęłam gdzieś z boku na Dunie i zaczęłam ich obserwować. Zauważyłam, że Emily na Yen troszkę za ciasno zapięła jej nachrapnik, którego Yen zwykle nie ma zakładanego. Mogło wyniknąć z tego nieporozumienie. Corny pod Thomasem szła zaskakująco luźno, a sam jeździec miał wyjątkowo dobry dosiad. Przez chwilę miałam wrażenie, że gość całe życie skakał. A może skakał, a ja zapomniałam o tym fakcie w tym wszystkim? Poprawiłam opaskę na rękę i obserwowałam jak wchodzą w kłusik. Szła wolno, niemal z nóżki na nóżkę, prosto, równo. On anglezował lekko, delikatnie, z wyczuciem. Bardzo miły dla oka widok.
David na Missin siedział dość sztywno. Ogr reagował na każdy ruch z nadwrażliwością, a jeszcze dzień wcześniej jakieś muszysko ugryzło go w okolicy brzucha, a jeździec nie radził sobie z siodłem pingwinowym.
Wszyscy pokłusowali i coniektórzy zaczęli atakować cavaletti. Pierwsza była Yen z Emily, półsiad, ładna praca rąk. Po chwili był Thomas. Idealny półsiad, świetnie utrzymany kontakt na oddanej wodzy, dobry impuls. Move On Yen przebrnęła przez drągi nerwowo, ale kolejna próba była już lepsza, jednak Roxana wciąż nie wzięła wodzy wystarczająco na siebie. David poradził sobie bez problemu, choć oddał Missin za dużo wodzy.
Ruszyłam sobie stępem, bo Dun właśnie zrzucił z siebie trochę balastu i zaczęło capić XD.
Deszcz zaczął kropić, więc wyjęłam z sakwy przy siodle pelerynę przeciwdeszczową. Żaden z koni nie zareagował, a mi było lepiej. Najszybciej do galopu przeszedł Thomas i zaczął robić wokół nas wszystkich kółka. Miał Corny ładnie na kontakcie, cały czas biegli równiutko. Przeszedł w galop praktycznie zaraz po przejechaniu raz drągów. Podobało mi sie to. Następnie przeszedł do stępa i oddał jej wodze. W miedzyczasie wszyscy ćwiczyli kłus, a gdy Corny stępowała wszyscy zaczęli galopować. Yen i Yenna biegły za sobą po śladzie, z kolei Missin robił dużo mniejsze kółka. Ponownie przeszli do kłusa, a Thomas przeszedł do galopu ze stój. Galopowali już obszerniej, większy wykrok. Zaatakowali malutki skok-wyskok. Nie mogło się nie udać, Corny ewidentnie zdawała się w stu procentach na jeźdźca i widziałam, że świetnie jej się współpracuje. Yenna zagalopowała i przy tym bryknęła, Roxana nie miała problemu by sie utrzymać. Wszyscy zaczęli galopować i atakować drągi w galopie czy cavaletti, a gdy każdy pokonał każdą z przeszkód, nagle zaczęło lać. Krzyknęłam, że jeszcze chwilę pojeździmy i spadamy ochłonąć na halę. Popędziłam Duna do kłusa i sama przebiegłam ze dwa razy drągi do kłusa i raz wjechałam między drągi, zatrzymałam się i kazałam mu cofać i unieść łopatki. Zrobiłam trzy powtórzenia i czułam, że ładnie zaangażował zad, więc nie męczyłam go więcej.
Przez chwile było wrażenie, że przestanie padać i osłabł deszcz. Wtedy to Yenna wraz z Roxaną w końcu zaczęły się dogadywać. Może dlatego, że srokata się wygalopowała i w końcu chciała się należycie skupić. Jednak po chwili lunął taki deszcz, że wszyscy opuściliśmy łąkę. Po drodze natrafiliśmy na Ericka, który coś gdzieś robił. Jechałam jako ostatnia, wszyscy go minęli. Wyciągnęłam w kłusie ku niemu rękę, chwycił mnie i zaczęłam go wciągać na grzbiet. Myślałam, że będzie jak w filmach, ale wyszło dużo gorzej. Utknął w połowie, chwycił się nogami słabizny, ja pod wpływem jego ciężaru zaczęłam się przechylać w jego stronę. Dun aż zwolnił do stępa. Podjechałam Dunem do ogrodzenia, tam Erick odepchnął się nogą i w końcu wylądowalimy na grzbiecie, spoceni jak świnie. Wjechaliśmy na halę i tam wszyscy jeszcze chwilę postępowali. Zaczęły wywiązywać się rozmowy na różne głupie tematy. Rozsiodłałam tam Duna, gdy wszyscy wyjechali do stajni rozsiodłać i wysuszyć konie, po czym zostawiłam go tam z piłką. Następnie zaprosiłam wszystkich na gorącą herbatę, a sama miałam mętlik w głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz