Wkurzyłam się, gdy zobaczyłam rozwalone ogrodzenie i Duna pasącego się na zewnątrz. Skoro miał tyle energii, postanowiłam go zmęczyć. Kazałam Erickowi zabrać się za płot, a sama wzięłam się za Duna. Przywiązałam go przed stajnią i zaczęłam oporządzać z prędkością światła. Gdy był cały gotów po prostu na niego wsiadłam i skierowałam go na plac. Miał bardzo energiczny stęp, choć nie dawałam mu łydek i nie miałam ostróg. Wjechaliśmy na miękki piach ujeżdżalni i zamknęliśmy za sobą bramę. Wjechałam z nim na ślad, by pozwolić mu rozgrzać ścięgna. Nie miał problemu z utrzymaniem tępa na jedną i drugą stronę, więc wkrótce poprosiłam go o kłus. W tym momencie musiałam już użyć dwóch rąk, bo zadarł głowę i trzymał ją w poziomie, w dodatku wyginając się na zewnątrz, rżąc do koni na pastwisku. Wewnętrzną uniosłam i przesunęłam do przodu, przywołując jego łeb, zewnętrzną lekko korygowałam, by nie uciekł mi do środka. Zmieniła się jakość jego chodu. Tak przekłusowaliśmy na dwie strony parę kółek. Gdy już był bardziej rozgrzany i wyraźnie odpuścił, zrobiliśmy ustępowanie od łydki w kłusie na dwie strony. Wyszło mu to dobrze, więc zatrzymałam go, dając pyskowi luz. Przeżuł wędzidło i ziewnął.
-O kolego, nie będziemy spać.
Dałam mu wyraźny sygnał, że robimy side-pass. Był trailowcem, więc nie musiałam się zbyt namęczyć, by go skłonić do współpracy, jednak w pewnym momencie konieczna była moja interwencja wodzą. Gdy nam się udało na jedną stronę zrobiłam woltę i spróbowaliśmy w drugą. Wyszło ok, więc postanowiłam go więcej nie męczyć. Wzięłam pewniej wodze i uniosłam do góry, działając mocniej wewnętrzną i dając wyraźny sygnał zewnętrzną. Wolty tyłem wyszły dobrze, więc spróbowałam zwrotu na przodzie. Tylko lekko dotknęłam łydką jego boku, zareagował bardzo dobrze.
Dałam mu chwilę luzu w stępie. Gdy złapał oddech ruszyłam z nim kłusem na luźnej wodzy. Już nie kombinował z wywalaniem głowy na zewnątrz, więc nakierowałam go na drągi. Skupił się i przekroczyliśmy je przez jednego puknięcia. Znów ślad i tym razem galop. Nie chciałam go jakoś strasznie męczyć- postanowiłam wykonać kilka standardowych elementów. Nakreśliłam koło w lopie, po czym przeszłam go właściwego, dynamicznego galopu. Szedł ładnie, równo i pewnie, w dobrej równowadze i z odpowiednim wygięciem. Dałam lekki sygnał do zmiany tempa na co zareagował szybko. Jechaliśmy to samo koło, po czym w pewnym momencie kazałam mu zmienić nogę. Zrobił to z dziecięcą łatwością na dobrym poziomie. Co prawda mogłabym się przyczepić do wielkości tej zmiany, jednak tym razem przymknęłam na to oko. Pogalopowaliśmy dłuższą chwilę, po czym dałam sygnał do stopu. Nie był wystarczająco skupiony, więc zareagował z opóźnieniem. Za karę zrobiliśmy rollback, znów galop i stop na drugą stronę. Zareagował poprawnie więc znów rollback, galop i stop. Wyszło świetnie, więc na koniec tylko pokłusowaliśmy i troszkę postępowaliśmy, po czym rozsiodłałam go i wypuściłam na pastwisko, gdzie był już naprawiony płot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz